Jak każdy wie,pogoda wczoraj była koszmarna..i prawdopodobnie z tego powodu już w Katowicach zaczęły się problemy...pociąg wyruszył 40 min. później...i kulał się tak,że jego opóźnienie stopniowo rosło...jechałyśmy sobie spokojnie, nawet w 4 osoby...godzinę później niż powinnyśmy dotarłyśmy do granicy..po czym pan konduktor pionformował nas,że ten pociąg jedzie tylko do Cadcy i tam musimy się przesiąść na podstawiony już wcześniej słowacki vlak o tym samym numerze...po prostu pociąg się rozpołowił chyba...ale znałyśmy to już z wrześniowej podróży i wiedziałyśmy, że ten nowy będzie nabity po brzegi..nie pomyliłyśmy się.. udało nam się wpakować z tobołami do drugiego pociągu, ale szukając miejsc trafiłyśmy na kolizję korytarzową i nie było przejścia ani w jedną ani w drugą stronę...o miejscach siedzących to w ogóle można było pomarzyć...wpadłam więc na pomysł, żeby iść do 1 klasy, zostawić rzeczy i przeczekać...i tak zrobiłyśmy..ja siedziałam w jedynce pilnująć tobołów a dziewczyny biedaczki stały w 2 czekając aż się miejsca zwolnią...miałyśmy już dość wszystkiego...kurka jedziemy z Katowic, z początkowej stacji, mamy miejsca,a tu wymyślają jakieś chore akcje;/ dopiero w Zilinie dołączyli kilka wagonów i udało się dziewczynom znaleźć miejsce dla naszej 3(jedna koleżanka nas olała i se sama gdzieś znalazła miejsce)...było tam 2 gości...i na początku żaden nie kwapił się, by nam pomóc z bagażami...w końcu jeden z nich wykazał się siłą i pomógł wrzucić plecaki na górę...po chwili wysiadł z pociągu...a ten drugi całą drogę spał..ale gdy już dojeżdżaliśmy do Blavy, obudził się w nim gentleman i pan pomógł nam ściągnąć toboły....gdy kulaliśmy się jeszcze pociągiem, odjeżdżał nam właśnie nocny autobus do akademika..ale to nic i tak już postanowiłyśmy wziąć taksówkę..była godzina 12...a pociąg miał być planowo o 22.25...no więc vlak się zatrzymał...mieliśmy wrażenie,że na 10m przed stacją..i wszyscy się zastanawiali po jaką cholerę..i czekali...po paru minutach niektórzy zaczęli wychodzić na tory...my też się już wkurzyłyśmy na maksa i poszłyśmy...zeskakiwałyśmy na kamienie,na torowisko ze sporej wysokości...i co się okazało...po prostu nasz pociąg nie zmieścił się na stacji...i dobrze stał tak jak stał
ale jesteśmy już w Blawie..całe,zdrowe i szczęśliwe:)
zrobiłyśmy sobie dziś wagary...po takim dniu nie miałyśmy ochoty,żeby się zerwać rano i pędzić po wiedzę..
udałyśmy się za to do Polus City Center...gdzie jest całkiem ładnie..zrobiłyśmy też zakupy w kerfurze...i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt,że ktoś ukradł nam koszyk już prawie pełny...tak to moja wina..Asia mówiła"nie zostawiaj koszyka"..a ja się upierałam,że komu się zachce go wziąć, opróżnić i uciec z tym dla 10 koron...no komuś się chciało..i podziwiam,bo koszyk tak ciężko łaził i w ogóle nie dał się sterować, że ja się zmęczyłam nim po chwili i stwierdziłam,że do jego prowadzenia to trzeba chyba jakieś specjalne uprawnienia mieć...ech...myślałam,że takie rzeczy się w stolicy nie zdarzają..a tu bęc..
ale teraz wreszcie w domku...po obiedzie..za oknem leje i wieje..a my mamy wino, przyprawy do grzańca, Milkę i dużo fajnych filmów na komputerze...:)
życie jest piękne:)
3 komentarze:
Cóż można rzec na to wszystko ? Faktycznie pogoda od niedzielnego poranka była wprost ohhhhhyyydddnnnnaaa i dziś właściwie niewiele się zmieniło.. Teraz już przynajmniej trochę cieplej tu u nas w Polsce i nie wieje już ten wściekły wiatr, który wczoraj o mały włos nie wstrzymał punktualny ruch wszelkich zelektryfikowanych środków transportu.. No i buty zimowe wprowadzone w czwartek do ruchu codziennego można było chwilowo znów odstawic.. :-) A co do pociągów to przykro mi się robi na samą myśl o Waszej podróży, wydawałoby się, że to tylko w Polskich Kolejach Państwowych takie historie się zdarzają a tu proszę: nawet Zeleznicka Spolocnost potrafi solidnie nawalic.. Szczególnie, że to już nie pierwszy raz, tylko że we wrześniu przynajmniej te pociągi nie były aż tak nabite, no i opóźnienia takiego nie miał.. No ale najważniejsze, że udało się szczęśliwie dojechac.. :-) A słodkie lenistwo zawsze jest piękne, ma tylko jedną wadę: nie trwa wiecznie.. :-)) Buziaczki.. :-) :-*
podroże bywaja meczące, ale czasem cel jest tego warty ;]
Ja wlasnie wrociłam z Krakowa, było bosko :)
pozdrowienia z mego domu ;]
Prześlij komentarz