21 czerwca 2007

to był cudny rok:)












































Już ponad 3 tygodnie minęły od czasu, kiedy pożegnałam się z moją Bratysławą...żal było odjeżdżać, w końcu zadomowiłam się tam,czułam się świetnie, poznałam ciekawych ludzi,nauczyłam się nowych rzeczy i przeżyłam tyle wspaniałych chwil, których na pewno nie zaznałabym siedząc w domu i których na pewno nie zapomnę nigdy...
O wszystkich tych ważniejszych momentach, poważnych czy śmiesznych, miłych czy smutnych pisałyśmy z Asiutkiem na tym blogu...mam nadzieję, że nie skasują go nam, bo miła pamiątka została...zawsze w długi, zimowy wieczór przy herbatce będzie można wrócić wspomnieniami do chwil beztroski, szczęścia i wolności...
Szczerze mówiąc przez te 3 tygodnie nie miałam czasu myśleć o tym co było, bo tyle się działo wokół, tyle spraw do załatwienia...dopiero teraz,gdy piszę, wspomnienia wracają...i ...robi się żalowo...bo skończyło się spanie do 10, nie będzie już 10 minut tramwajką na uczelnię, nie będzie obiadów na stołówce, czy naszych wspaniałych czterech serów z brokułami, nie będzie Kryminalnych i Magdy M. z moimi Asiami,słuchania Nelly czy Justina, wspólnego śpiewania i spontanicznych tańców w pokoju, nie będzie śmiechu Krasi i "I hate it" Mihaeli, nie będzie herbatkowych wizyt Gosi, nie będzie Gmosia i innych vratników, portugalskich imprez do 9 rano, gina ze spritem, usyfionego varicza, długich zajęć na uczelni...i Pekarovicovej też nie będzie...ani Dunaju, który przynosił spokój, ani hradu, ani lodów w cafe Vienna..ani nawet naszego znienawidzonego Tesco w centrum miasta,ani Casey,Ani Slovak Pubu, ani Wiednia i Budapesztu w zasięgu ręki, szyszek spotykanych na ulicy, telewizji słowackiej przez internet, sprzedawców Notabene, ani śmierdzących elektriczek...nie będzie mojego kochanego Asiutka, który zawsze był ze mną na dobre i złe i stał obok jak Anioł Stróż, za co jestem mu bardzo wdzięczna....dziękuję Ci kochana za ten wspólny rok, bez Ciebie nie byłoby tak cudnie, kocham Cię na zawsze:*
No i ludzi brakuje już...Adrianki, Asika, Krasi, pozostałych polskich dziewczyn oraz naszych słowackich fąfelek...i Kubka i Ludki i nawet tej groźnej Kuraluj z Kazachstanu;)

To był niezapomniany czas w moim życiu..teraz nasunęło mi się tylko kilka wspomnień i refleksji,ale tego jest multum..
chciałam podziękować wszystkim za serdeczność i za to, że byliście ze mną w tym czasie ubarwiając bratysławskie życie...
i chcę przeprosić wszystkich, z którymi nie zdążyłam się pożegnać, od których nie wzięłam adresu...kto wie, może los sprawi,że spotkamy się znów, gdzieś kiedyś..na Słowacji?

Wyjazd do Bratysławy na stypendium był moim marzeniem od drugiego roku studiów, dążyłam więc do tego celu,jak tylko umiałam najlepiej, udało się...a nawet bardziej niż się spodziewałam, bo miał być semestr, a był rok...:)
warto wierzyć w marzenia:)
teraz trzeba iść do przodu, obierać nowe cele i je realizować...wszystko się kiedyś zaczyna i kończy...wszystko,co dobre, szybko się kończy....na szczęście wszystko,co piękne na długo pozostanie we wspomnieniach...

Dziękuję odwiedzającym naszego bloga za zainteresowanie i uczestnictwo w naszym bratysławskim życiu..

K O N I E C

agatka

29 maja 2007

Pierwsze dni bez Agatki...

















No właśnie... miałam nadzieję, że nie będę musiała pisać takiego posta... Jak to jest bez Agatki w Bratysławie...??? Dziwnie...

Dobrze, że jest tu ze mną Asik, nie jest mi przynajmniej tak smutno... Drugi dzień zleciał tak szybko, dzisiaj byłam z Krasi w Tesco, oddałam flaszki z piwa :P

Jedno mogę napisać, że dziękuję Agatce za ten (prawie rok) spędzony razem w Bratysławie, nic lepszego spotkać mnie nie mogło, za złe chwile przepraszam... bo wszyscy jesteśmy grzeszni ;)

Asiutek

21 maja 2007

Zbliża się koniec...

Zbliża się koniec naszego pobytu w Bratysławie, ja wyjeżdżam 27.maja wieczorem, Asiutek 6 czerwca...
Staramy się te ostatnie chwile jeszcze jak najlepiej wykorzystać..
Najważniejsze,że zdałyśmy sesję..a nie było wcale łatwo..mnóstwo stresów, egzaminy takie naprawdę..w sumie od początku maja do 18 było ciężko..ale to już za nami,jeszcze tylko kilka wpisów jutro i można jechać do domu spokojnie:)
no a od czwartku się byczymy..leżymy na trawce przed budynkiem albo włóczymy się po mieście, jemy lody, pijemy colę i śmiejemy się...
W sobotę był tu dzień otwarty muzeów i galerii i obleciałyśmy chyba wszystko, co się da tutaj...Muzeum Zegarów, Muzeum Historyczne na zamku, Miejskie Muzeum- Muzeum Zbroi, Pałac Palffych i Mirbachov Palac, Muzeum Farmacji, Galerię Miejską i Narodową, Muzeum Narodowe....niektóre wystawy ciekawe,inne nudne, niektóre co najmniej dziwne...ale warto było...tylko na Muzeum Żydowskim się zawiodłyśmy...do 19 mieli szabat, więc zamknięte..a potem tyle ludzi wbiło, że nie można było tam oddychać, a co dopiero poruszać się, więc odpuściłyśmy..
aha na wystawie poza eksponatami i obrazami byli ciekawi ludzie..i oto mała zagadka...jakiej płci jest osobnik na zdjęciu poniżej:












Odpowiedź chyba nie jest taka łatwa,co?













a tu my przed Galerią Miejską...papugowane zdjęcia;)














a tu widok na część Bratysławy z Wieży przy Michalskej brane

Po dniu muzeów przyszła leniwa niedziela...którą spędziłyśmy po części z Adelcią, bo odwiedziła nas znów..była u nas również w piątek, miło było bardzo..szkoda tylko, że tak krótko..ciekawe, kiedy znów się spotkamy i gdzie?może tym razem w Polsce, ona tak bardzo chce tam przyjechac...

a dzisiaj wybrałyśmy się na podbój Kamziku...to najwyższa górka w Bratysławie, z której widoczna jest wieża telewizyjna...widać ją prawie z każdego miejsca w Bratysławie,a nigdy wcześniej tam nie byłyśmy..no i nie obeszło się bez przygód...bo na Kamzik można wjechać kolejką linową..nie planowałyśmy tego, ale wysiadłyśmy na przystanku, który tak też się nazywa ("Kolejka linowa"), bo stamtąd da się wejść też pieszo...no i nie potrafiłyśmy znaleźć tej kolejki;)pobłądziłyśmy po lasach i polach..swoją drogą piękna okolica..no i w końcu zawróciłyśmy..jak się okazało kolejka była naprzeciw przystanku, tylko trochę skryta w gąszczach..nieczynna oczywiście..szłyśmy tam sobie pod wyciągiem krzesełkowym...ale fajowo było..ostatecznie dotarłyśmy bez żadnych oznakowań ani drogowskazów..czyli aż tak źle z nami nie jest..hihi












no i tak właśnie wygląda Kamzik...









a tak wyglądamy my dziś i po prawie rocznym pobycie na Słowacji...czy mniej czy bardziej korzystnie, to nie nam oceniać..w każdym razie na pewno z bagażem ciekawych doświadczeń, nową przyjaźnią i mnóstwem innych rzeczy o których wiemy tylko my, czyli Asiutek i Agatka

15 maja 2007

Bonus


Dodaję jeszcze zdjęcie chłopczyka, który stał koło nas na koncercie i jest łudząco podobny do bohaterki czechosłowackiego serialu dla dzieci, który ponoć był emitowany również u nas w Polsce, pod tytułem "Spadła z obłoków" :):):)

11 maja 2007

:)

Witamy!

U nas nic ciekawego się nie dzieje ;) albo - jeśli już się coś dzieje, to jesteśmy zbyt leniwe, żeby cokolwiek napisać...

Wczoraj natomiast był na Hlavnom namesti w Bratysławie długo wyczekiwany przeze mnie koncert Unicef-u, na którym miał między innymi wystąpić Bezdeda, no ale w ostatniej chwili się dowiedziałam, że się rozchorował i raczej nie wystąpi... no ale mimo tego, POSZŁYŚMY...

W dniach od 14 do 20 maja jest

TÝŽDEŇ MODRÉHO GOMBÍKA 2007

czyli "Tydzień Niebieskiego Guzika", o akcji można poczytać tutaj...

http://www.unicef.sk/unicef-na-slovensku/podujatia/art16359.html

ale chodzi głównie o zbiórkę pieniędzy na głodujące dzieci z Ugandy... i słowaccy artyści chcieli w jakiś sposób przyczynić się do zbiórki pieniędzy, zorganizowano koncert charytatywny...występowali:
  • Tina
  • Zdenka Predná
  • Zuzana Smatanová
  • skupina AYA
  • Jaro Bekr a tanečná skupina SPIN
  • Fredy's Dance Group
  • Marián Čekovský
  • Ivan Štrofek
Na pocieszenie złapałam koszulkę z Unicefu.... ale i tak żal pozostał...

oprócz tego uczymy się praktycznie cały czas, w tej chwili wolnego zazwyczaj jemy i to by było na tyle...bo wbrew pozorom życie studenta Erasmusa nie jest takie łatwe, jak wszyscy myślą...i trzeba czasem COŚ robić...a najwięcej pod koniec semestru... ;)
pozdrawiamy wszystkich!

a&a




Nuda w pokoju... :)












A to fotki z wczorajszego koncertu...












5 maja 2007

Nic ciekawego...

Ten tydzień jakiś taki...no jakiś taki...może dlatego,że nie miałyśmy długiego weekendu?
Tu tylko 1 maja było wolne..no i będzie jeszcze 8,bo święto narodowe...
zaczyna się nam już sesja..jesteśmy po jednym teście zaliczeniowym, przez kolejne dwa tygodnie czeka nas wiele nauki i rzeczy do zrobienia na zaliczenie;/
a nam się nie chce;/
poza tym wyjechała już nasza współlokatorka Diana z Bułgarii, w minioną niedzielę byłyśmy ją odstawić na autobus..no i jakoś pustawo się robi...ale w sumie teraz jakoś bliżej się trzymamy z Krasi..wczoraj jak moje Asie szalały,to Krasi posunęła się nawet do stwierdzenia "Asiutki won!"..nie wiem o co dokładnie poszło, bo byłam zajęta oglądaniem rumuńskiej piosenki wraz z Mihaelą, która się załamywała i jak zwykle powtarzała "I hate it!",hehe:)
a tydzień ubarwiła nam trochę rodzina Latos...brat i siostra Gosi..no i sama Gosia też są gitowi:)heh, wesoło było..a byliśmy też na jednej party na Mlynskiej Dolinie...miało być latino..było love party..ale i tak grali techniawę...
no i jesteśmy z Asią "majowymi cielakami",bo żaden chłopiec nas nie pocałował 1 maja...w ogóle tu maj jest miesiącem miłości..
aha, wracając jeszcze do Gosi, to dziękujemy Ci ślicznie za podkarmianie i za hojność w ogóle...czekoladki,Grześki, parówki, szynka, mięso...jak mamy się odwdzięczyć?
no i jeszcze z takich zaujimavosti to od kiedyAsia się obudziła parę dni temu z pieśnią na ustach- "Ich Troje",pt: Zawsze z tobą chciałbym być..śpiewanie, tańczenie brekdensa i słuchanie "fajnej"muzyki nas nie opuszcza...a ja dalej jestem nałogowcem z kurnika..
no to tyle..zdjęć żadnych ciekawych nie mamy, więc bez zdjęcia będzie tym razem

28 kwietnia 2007

Niedaleko od Trenczyna... :)

Kilka fotek z Trenczyna...

Wybrałyśmy się tam wczoraj pociągiem pośpiesznym, o godzinie 9.30 wyjazd z Bratysławy do Trencina... :) zwiedziłyśmy piękne miasteczko i tamtejszy zamek i byłyśmy pod wrażeniem... wprawdzie zamek wyglądał lepiej z zewnątrz, niż wewnątrz, ale i tak wycieczkę zaliczamy do udanych... Planujemy się wybrać jeszcze gdzieś w najbliższym czasie...musi tylko pogoda dopisać... :) pozdrawiam wszystkich

a&a















25 kwietnia 2007

a piątek i sobota w Budapeszcie...

W piątkowe rano,wraz z Asiutkiem i Tygryskiem wybraliśmy się do stolicy Węgier, luksusowym żółtym busem Student Agency:), w którym spotkało nas wiele niespodzianek:),ale to mało ważne, bo w Budapeszcie czekała już na nas Adrianka, która dokładnie nam zaplanowała zwiedzanie miasta...W ciągu tych niecałych dwóch dni obejrzeliśmy mnóstwo pięknych miejsc, zdążyliśmy się zakochać w Budapeszcie, Węgrach i ich języku...Adrianka była cudną przewodniczką i organizatorką, dzięki niej zwiedziliśmy miejsca, których normalnie turyści nie mogą odwiedzać, np. bibliotekę uniwersytecką, gdzie studenci w warunkach iście królewskich, jeśli tak to mogę nazwać, studiują...w takim otoczeniu to aż chce się uczyć...poza tym spaliśmy w całkiem fajnym miejscu za malutką cenę...jeździliśmy metro, megadługim tramwajem i mikrobusikiem...na zamek wjeżdżaliśmy zabytkową kolejką...byłyśmy na wyspie i widziałyśmy miasto nocą, jadłyśmy węgierską kolację w restauracji,w której pracował Polak..
mhm...można by pisać i pisać, tyle się wydarzyło w ten weekend...ale wolę chyba jednak pokazać...to tylko mały wycinek,ale zawsze...













w Peszti...przy Dunaju...











Bazylika robi wrażenie..swoim ogromem i pięknem zewnętrznym i wewnętrznym..













taką kolejką wjeżdżaliśmy na Zamek:)













paputki przed nowym budynkiem Teatru Narodowego...niby nowy, ale mnóstwo tu symboliki po starym, który został zniszczony w czasie 2 wojny światowej..














;)










widok na Peszt..












:*









dziewczęta w metrze














na terenie zamku









widok na Budę..niestety tylko wycinek..














to jedno wieluuuuuu pomieszczeń biblioteki uniwersyteckiej...uczyć się w takich warunkach to rozumiem..











a to też na terenie biblioteki..











to nie żart..to wizytówka jednego z budapesztańskich prawników..










tu też są fajne cile;)

to była leniwa niedziela w Zoo















Pan lew z dziewczyną olali system i udali się na poobiednią drzemkę..














podobnie pan małpiatek..
















zebrę nie interesowali żadni goście...




















dobrze,że znalazło się chociaż kilka osobników zainteresowanych naszą obecnością..
Pan Miś mówi dzień dobry wszystkim dziś..
















Biały Tyrys jestem,mrr...kto ze mną pogra w piłkę?















ale o co chodzi?

wiosna w Bratysławie...

no właśnie..wiosna w Bratysławie jest cudna i dlatego mało przesiadujemy przed komputerem (stąd dłuuuuga przerwa na blogu),ale korzystamy z pięknej pogody,uroków Bratysławy,czasem też mamy obowiązki,gdyż sesja zbliża się wielkimi krokami...
A w takich warunkach, gdy słonko za oknem i mnóstwo zieleni (tu kasztany kwitły już 2 tyg.temu) to się chce tylko uciec gdzieś na łąkę albo też usiąść przy Dunaju i wygrzewać buzie...W ostatni weekend w Bratysławie były Dni otwarte...i mnóstwo imprez oraz wejścia do muzeów, galerii, czy innych ciekawych miejsc do odwiedzenia zupełnie za darmo...my byłyśmy w tym czasie w Budapeszcie, o czym wyżej...ale w niedzielę udało nam się załapać na wizytę na Devinie i w Zoo:D

a to kilka zdjęć z tamtego tygodnia..




oto nowy budynek Slovenskeho Narodneho Divadla...tak to teraz wygląda...po 21 latach udało się;) czy imponujące czy nie, oceńcie sami porównując ze zdjęciami statrego divadla(gdzieś w archiwum)..nam się średnio podoba..




na spacerku...




czasem lubimy sobie "pomaszkrtit'"