6 listopada 2006

powrót do Bratysławy

Ufff...po dłuuuugiej przemiłej przerwie od nauki i przyjemności słowackich spędzonej w domku, przebyłyśmy dłuuuugą i średniomiłą podróż z powrotem...
Jak każdy wie,pogoda wczoraj była koszmarna..i prawdopodobnie z tego powodu już w Katowicach zaczęły się problemy...pociąg wyruszył 40 min. później...i kulał się tak,że jego opóźnienie stopniowo rosło...jechałyśmy sobie spokojnie, nawet w 4 osoby...godzinę później niż powinnyśmy dotarłyśmy do granicy..po czym pan konduktor pionformował nas,że ten pociąg jedzie tylko do Cadcy i tam musimy się przesiąść na podstawiony już wcześniej słowacki vlak o tym samym numerze...po prostu pociąg się rozpołowił chyba...ale znałyśmy to już z wrześniowej podróży i wiedziałyśmy, że ten nowy będzie nabity po brzegi..nie pomyliłyśmy się.. udało nam się wpakować z tobołami do drugiego pociągu, ale szukając miejsc trafiłyśmy na kolizję korytarzową i nie było przejścia ani w jedną ani w drugą stronę...o miejscach siedzących to w ogóle można było pomarzyć...wpadłam więc na pomysł, żeby iść do 1 klasy, zostawić rzeczy i przeczekać...i tak zrobiłyśmy..ja siedziałam w jedynce pilnująć tobołów a dziewczyny biedaczki stały w 2 czekając aż się miejsca zwolnią...miałyśmy już dość wszystkiego...kurka jedziemy z Katowic, z początkowej stacji, mamy miejsca,a tu wymyślają jakieś chore akcje;/ dopiero w Zilinie dołączyli kilka wagonów i udało się dziewczynom znaleźć miejsce dla naszej 3(jedna koleżanka nas olała i se sama gdzieś znalazła miejsce)...było tam 2 gości...i na początku żaden nie kwapił się, by nam pomóc z bagażami...w końcu jeden z nich wykazał się siłą i pomógł wrzucić plecaki na górę...po chwili wysiadł z pociągu...a ten drugi całą drogę spał..ale gdy już dojeżdżaliśmy do Blavy, obudził się w nim gentleman i pan pomógł nam ściągnąć toboły....gdy kulaliśmy się jeszcze pociągiem, odjeżdżał nam właśnie nocny autobus do akademika..ale to nic i tak już postanowiłyśmy wziąć taksówkę..była godzina 12...a pociąg miał być planowo o 22.25...no więc vlak się zatrzymał...mieliśmy wrażenie,że na 10m przed stacją..i wszyscy się zastanawiali po jaką cholerę..i czekali...po paru minutach niektórzy zaczęli wychodzić na tory...my też się już wkurzyłyśmy na maksa i poszłyśmy...zeskakiwałyśmy na kamienie,na torowisko ze sporej wysokości...i co się okazało...po prostu nasz pociąg nie zmieścił się na stacji...i dobrze stał tak jak stał ....udałyśmy się na postój taksówek..jak się okazało złapać taksówkę to też nie jest prosta rzecz...prawie żadnej nie było, a te co podjeżdżały to zarezerwowane już...kolejne czekanie...ale po 10 min. przyjechała jakaś wolna i pan nas odwiózł prawie pod dom...jakimś cudem udało nam się dotrzeć do Drużby,choć nie było łatwo, bo mimo tobołów i np.mojej niemałej wagi własnej, wiatr znosił groźnie,normalnie bałam się,że spadnę z estakady...
ale jesteśmy już w Blawie..całe,zdrowe i szczęśliwe:)
zrobiłyśmy sobie dziś wagary...po takim dniu nie miałyśmy ochoty,żeby się zerwać rano i pędzić po wiedzę..
udałyśmy się za to do Polus City Center...gdzie jest całkiem ładnie..zrobiłyśmy też zakupy w kerfurze...i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt,że ktoś ukradł nam koszyk już prawie pełny...tak to moja wina..Asia mówiła"nie zostawiaj koszyka"..a ja się upierałam,że komu się zachce go wziąć, opróżnić i uciec z tym dla 10 koron...no komuś się chciało..i podziwiam,bo koszyk tak ciężko łaził i w ogóle nie dał się sterować, że ja się zmęczyłam nim po chwili i stwierdziłam,że do jego prowadzenia to trzeba chyba jakieś specjalne uprawnienia mieć...ech...myślałam,że takie rzeczy się w stolicy nie zdarzają..a tu bęc..
ale teraz wreszcie w domku...po obiedzie..za oknem leje i wieje..a my mamy wino, przyprawy do grzańca, Milkę i dużo fajnych filmów na komputerze...:)
życie jest piękne:)

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Cóż można rzec na to wszystko ? Faktycznie pogoda od niedzielnego poranka była wprost ohhhhhyyydddnnnnaaa i dziś właściwie niewiele się zmieniło.. Teraz już przynajmniej trochę cieplej tu u nas w Polsce i nie wieje już ten wściekły wiatr, który wczoraj o mały włos nie wstrzymał punktualny ruch wszelkich zelektryfikowanych środków transportu.. No i buty zimowe wprowadzone w czwartek do ruchu codziennego można było chwilowo znów odstawic.. :-) A co do pociągów to przykro mi się robi na samą myśl o Waszej podróży, wydawałoby się, że to tylko w Polskich Kolejach Państwowych takie historie się zdarzają a tu proszę: nawet Zeleznicka Spolocnost potrafi solidnie nawalic.. Szczególnie, że to już nie pierwszy raz, tylko że we wrześniu przynajmniej te pociągi nie były aż tak nabite, no i opóźnienia takiego nie miał.. No ale najważniejsze, że udało się szczęśliwie dojechac.. :-) A słodkie lenistwo zawsze jest piękne, ma tylko jedną wadę: nie trwa wiecznie.. :-)) Buziaczki.. :-) :-*

Anonimowy pisze...

podroże bywaja meczące, ale czasem cel jest tego warty ;]
Ja wlasnie wrociłam z Krakowa, było bosko :)
pozdrowienia z mego domu ;]

Anonimowy pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.