24 lutego 2007

:)

W tym tygodniu lenistwo się skończyło...no tak trochę;)zaczęły się zajęcia i już mamy kupę zadań domowych;)ale,że sobotę przychodzi nam spędzić samotnie (bo Asik i duża część ekipy pojechała do Wiednia na wycieczkę...a my spłukane i już tracimy nadzieję,że dostaniemy od pana Socratesa jakieś pieniądze choćby na akademik siedzimy tu), to może ponadrabiamy zaległości uczelniane...tak sama w to nie wierzę;)
W tym tygodniu również okazało się, że tłusty czwartek na Słowacji wypada we wtorek...i że w ostatni dzień karnawału nie ma co iść do Casey...spędziłyśmy tam całe pół godziny bez możliwości jakiegokolwiek ruchu...było jak w puszcze sardynek..albo gorzej...i tyle nam było z ostatków..ani dobrego pączka, ani śledzia ani nawet zabawy...
w sumie to tutejsi ludzie chyba mają dobre zdrowie,bo po ostatkach, w środę popielcową na kościele u Kapucynów było tyle ludzi,że się nie dało wejść do środka...a jak ktoś wszedł to już chyba nie wyszedł,bo nie wiem jak mógłby się tam poruszyć....
no i tak nam bez sensacji, powoli przeleciała większość tygodnia...a może jeszcze godne uwagi jest to, że na nasze piętro wprowadziło się 5 Słowaków, jeden nawet zdążył się w Gosi zakochać i nie przeszkadzało mu, że biedna jest chora i smarka mu nad uchem i w piżamie siedzi przez większość dnia..nawet amerykański film polskimi napisami mu nie przeszkadza;)
a i do naszej bunky, do pokoju Mihaeli wprowadziły się dwie Bułgarki w czwartek wieczorem...no póki co ciężko cokolwiek o nich powiedzieć...podpadły trochę hasłem,że dywan jest strasznie brudny i że trzeba go wyczyścić..podczas,gdy Mihaela go czyściła przed ich przyjazdem;/ no i dalej się nie rozpakowały,bo tu brudno...halo,to może najwyższy czas coś z tym zrobić?
no dobra ale mniejsza z tym...to tak w skrócie od pon. do czw.
A piątek...był naprawdę wyjątkowy i taki, który się zdarza bardzo rzadko...ze względu na wyjątkową osobę, z którą go spędziłyśmy i ciekawe miejsca, które odwiedziłyśmy pierwszy raz w życiu
Przyjechała do nas nasza znajoma z Trnavy- Adelcia...co prawda nie tak do końca do nas, ale po kolei...
Adelkę poznałyśmy przez internet...hmm..może nic oryginalnego...jakiś miesiąc temu...to ona znalazła mnie na generacji gg...początkowo myślałam,że to Polka pracująca na Słowacji, bo zaczęła do mnie mówić czystą polszczyzną...ale jak się okazało jest Słowaczką, która sama w ciągu 5 lat nauczyła się mówić po polsku, ma w większości polskich przyjaciół, no i trzeba powiedzieć otwarcie,że kocha Polskę bardziej niż swój kraj...no i ma powody niestety, bo Słowacy w jej problemach niewiele jej pomogli..nie może liczyć na większość tych, których zna...
Adelka przyjechała na kurs komputerowy do Związku Niewidomych w Bratysławie...a tak poza tym zaczęła walkę o swoją przyszłość, o to, by mogła się uniezależnić od rodziców, znaleźć swoje miejsce na tym świecie i zacząć wszystko od nowa...Już przez skype można było odnieść wrażenie,że jest to ciepła i pełna energii osoba...podczas tej rozmowy poznały się również z Asią...
no i nie myliłyśmy się..nasze spotkanie było wyjątkowe:)
najpierw udałyśmy się do "Domu dla każdego"...Adela liczyła,że mogłoby to być przejściowe miejsce zamieszkania dla niej...bo ma bardzo skonkretyzowane plany jeśli chodzi o swoją przyszłość....chciałaby zamieszkać gdzieś w Polsce oczywiście:)
dom znajdował się na jakiś peryferiach..okolica mało ciekawa..i ludzie tam też niestety...głównie margines, ludzie ulicy,narkomani,którzy tam przechodzą resocjalizację...pierwszy raz z Asią byłyśmy w takim miejscu...wspólnie stwierdziłyśmy,że to nie miejsce dla niej...ale dzięki tej wizycie dostałyśmy namiary na pewną panią kurator, która pomaga wszystkim...po krótkim odpoczynku nad Dunajem, udałyśmy się do Urzędu spraw socjalnych na spotkanie z nią...i widać,że babka jest konkretna... i że pomoże:)
a potem gościłyśmy Adelkę u nas..cieszyła się, że tu tak wiele Polaków i że może sobie z nimi swobodnie porozmawiać o wszystkim:)
no i po miłym spotkanku trzeba było odwieźć naszą koleżankę na kurs..smutno trochę...ale na pewno się jeszcze zobaczymy..może nawet za chwilę...:)jesteśmy bardzo szczęśliwe,że mogłyśmy ją poznać..bo dzięki niej zaczęłyśmy inaczej patrzeć na świat, na swoje problemy,które czasem tak naprawdę nie są żadnymi problemami...i zrozumiałyśmy,że trzeba się zawsze uśmiechać do życia:)dziękujemy Ci Adelcia:)


3 komentarze:

Anonimowy pisze...

wtorek w Casey pozostanie w mej pamięci przynajmniej do piatku, do kiedy to plati moje zwolnienie lekarskie...;] co do Janka - bez komentarza ;P ludzka tragedia nie potrzebuje rymów :P

Anonimowy pisze...

Witajcie Moje Kochane.. :-):-* Cóż, lenistwo ma to do siebie, że kończyć się zawsze lubi, no chyba, że my je sobie sami przedłużamy, ale to jak wszystkim wiadomo już wyłącznie na własne ryzyko.. Ale niestety jak zwykle nieuchronnie nadeszła niedziela, a wraz z nią nieprzyjemna świadomość, że trzeba w końcu zrobić to, co sobie obiecywaliśmy przez cały tydzień, a co zrobić musimy z uwagi na zbliżający się z każdą chwilą poniedziałek.. brr.. Ale dość o tym . Przy okazji czy ktoś z szanownych czytelników bloga ma może pomysł na nową odpowiedź na następujące pytanie: "Czym powinno się zajmować językoznawstwo?" Nasze kochane autorki zostały bowiem obciążone niełatwym obowiązkiem udzielenia odpowiedzi w wyżej wymienionej kwestii i bardzo przydałaby im się fachowa pomoc.. :-)
Tutaj w Polsce po kilku dniach srogich mrozów połączonych z lodowatym wiatrem nareszcie znów wyjrzało słonko.. A największą sensacją (szczególnie dnia dzisiejszego) jest oczywiście całe zamieszanie wokół Doliny Rospudy - ekolodzy już się poprzywiązywali do drzew, a miejscowi mieszkańcy już czekają z włączonymi piłami łańcuchowymi, by ich od tychże drzew rychło poodcinać.. Poza tym ktoś chyba będzie musiał wreszcie wynając mafię sosnowiecką, by wysłała swoich ludzi na Żytnią 12 i przemówiła do rozsądku ludziom od funduszy sokratesowskich, którym się wydaje, że na południe od Beskidów wszystko jest za darmo. Te same problemy, których doświadczacie Wy odbijają się bowiem szerokim echem również w niedalekiej Ostrawie tudzież Ołomuńcu, gdzie w dodatku wyrobienie legitymacji dla studenta z Sokratesa trwa bagatela 3,5 tygodnia.. No comments. Natomiast pożegnanie karnawału odbyło się bardzo pączkowo (telewizja pokazała nawet krótki reportaż o pączkach, które nie sprzedały się w Tłusty Czwartek i nadal zalegały na półkach w Nie Tak Już Tłusty Piątek :-)) a uśmiechnięta pani expert od zdrowego żywienia raczyła oświadczyć, że nieszkodliwe dla zdrowia jest zjedzenie najwyżej jednego pączka na miesiąc.. :-/ Ojjj....
Bułgarki zaś to kolejny dowód na to, że poza Mihaelą do "częsci B" Waszego szacownego pokoiku muszą zawsze trafić jakieś dziwolągi.. Ciekawe co powie nasza estetka z okolic Sofii, kiedy zobaczy korytarz po jednej z nocnych imprez urządzanych na portugalską modłę :-)
A teraz trochę poważniej. chciałbym tylko powiedzieć, że nigdy w życiu nie poznałem kogoś tak wyjątkowego jak właśnie Adelcia. wiem, zapewne brzmi to płytko i oklepanie, w końcu ileż to razy używamy właśnie takich słów na określenie kogoś, kto wywarł na nas spore wrażenie swoją postawą czy postępowaniem.. Ale Adelcia to ktoś naprawdę szczególny, ktoś kto zasługuje na wszystko, co najpiękniejszego można odnaleźć na tym świecie, ktoś kto otwiera oczy na to, że naprawdę można znaleźć coś, co zmienia diametralnie nasze życie. We mnie wbudza ona wyłącznie szczery podziw, a rozmawiając z nią (niestety póki co tylko przez Skype'a) uświadamiam sobie za każdym razem, że przecież można nieść zawsze innym tyle uśmiechu, tyle radości, tyle pozytywnych wrażeń, nawet wtedy, kiedy jest nam czasem źle.. Tak wiele możemy się od niej wszyscy nauczyć.. I szczerze żałuję, że nie mogłem być w ten weekend w Bratysławie, bo ludzi takich jak własnie ona spotyka się tak niezmiernie rzadko.. Przepraszam, ale smutno mi trochę.. :-(
No cóż, pora kończyć i zabrać się do jakieś roboty.. :-) A Wy Moje Drogie trzymajcie się cieplutko i nie martwcie się o kasę, może już za jakiś czas dotrze do Was dostawa prowiantu.. ;-) Buziaki słodkie dla Was i oczywiście samych kolejnych wesołych i miłych chwil w nowym tygodniu.. :-* A dla Dominiki w dniu dzisiejszym Wszystkiego Naj, Naj, Naj oraz niech każda chwila w Twoim życiu będzie jak wilk.. ;-)
P.S. A ten sobotni wieczór chyba nie był aż taki samotny, w końcu za drzwiami grała portugalska kapela.. :-) Papa.. :-*

Anonimowy pisze...

Przyznam, że wczesniej Agata i Joanna jakos tak wydzieli mnie tylko na zdięciu więc niemiałam pewności czy mnie poznają wychodząc z autobusu.
9:40 przyjazd na przystanek Mlinske nivi v Bratislaviei odrazu trzeba zaznaczyć że tuś po mojim wyskoku z busa wpadłam wprost w ramiona Agaty. No oczywiście nie dosłownie ale faktem jest, że zaraz jak się pojawiłam to ona mnie witała a zaraz parę sekundek póżdniej i Asia. Popołudniu byli szmy na urzędzie pracy, politiki społecznej i rodziny u pani kurator Blahovej i właśnie tu trzeba bardzo zaznaczyc coś czego jeszcze od urzędników nie doznałam. A mianowicie że gdzie kolwiek nie przyjedziam to każdy gada zamiast zemną z mojimi rodzicami i poprostu ja się czuję nie tak. I tu właśnie Pani była wyjątkowa. Zauważyła że mam ze sobą koleżanki, przewodniczki ale zwracała się wprost do mnie. Przynajmniej tak to odczuwałam.Wszystkie trzy były szmy zmęczone ale jednocześnie zadowolone, że coś w ogólle ruszyło. I tak pojechali szmy tranwajem do akademika. Od pierwszego wejścia w jego pierwsze drzwy robiło to na mnie duże wrażenie. Znaczy się ten budinek. A co dopiero potem. Wejście do rozległego pokojiku w którym mieszkali było dla mnie poprostu poczucie się jak we własnym domu. Poprostu. Bo pokojik, fajne łóżeczka wnim, łażenka, toaleta, kuchenka, dla każdego biurko i w ogóle.Przez długi czas namawiano mnie bym się położyła. Zpoczątku mówiłam że ja nie przyjechałam by spać czy odpoczywać ale by się spotkać i aktywnie żyć. W końcu rzeczywiście jednak dałam się namówić i przyznam, że nie żałuje. Łóżeczko miało kodrę, fajne miękie poduszki i w ogóle tak mi się zrobiło miło i przytulnie.Rozpoczynając kurs dowiedziałam się, że na obiad chodzymi do stołówki blisko tego właśnie akademika. Kiedy się zorientowałam że niemam nr komórki ani na jedną znich dopadł mnie najpierw smutek z tego powodu że mam okazje ich wydzieć a i tak nic z tego nie będzie może a potem niedługo nato chęc zawalczenia i to spotkanie tym bardziej że one były odemnie z 7 minut jazdy tranwajem. Wpadłam na pomysł. Napisałam do przyjaciółki Iwony wiadomość sms czy może się na gg podłączyć na moje konto i czy może albo napisać do Agaty niech mi pusci signałka albo do Krzysia niech jej powie że ma do mnie puszcic signała bo niemam jej nr. Sprawa ta ruszyła tuś przed naszym pierwszym sobotnim wyjazdem na obiad. Można powiedzieć że w tranwaju odbierałam odnich signała na komórke i niedługo po tym jak zasiadłam za stołem pojawili się. Strasznie się uciesiłam i w końcu dogadali szmy się że jak zjem to wtedy pogadamy. Ok zupa była fajna, ale z drugim daniem sobie już nie poradzyłam i kiedy stwierdzyłam że mniema sensu jeszc tego bo mój organizm sobie tego nieżyczy to wzielam komórki i napisałam smsa że zjadłam i mogą po mnie przyjszc jak chcą. Były prawie natychmiast i Joanna nawet stwierdzyła że wydziała że coś robie z telefonem i dodała, że za następnym razem poprostu mam puszcac signałka i one się pojawią. Powiedziałam koleżańce że ide z dziewczynami na korytarz do krzeseł bo już zjadłam i że jak ich one zobaczą że wychodzą to wtedy poprostu się donich przyłącze.
Siedząc już znimi na spokojnie na korytarzu w krzeszłach udało mmi się jeszcze zjeszc jabko i stwierdzyłam że cały kurs to dla mnie poprostu jest nudny bo prawie wszystkiego wiem no i że spanie teś jest nie za fajne. W sumie było super i dosić ćdługo bo pozostały no niekrótki czas jedli i mnie to się podobało. Najlepsze było jak któraś z dziewczyn powiedziała nibi proste i nikomu nic niedające zdanie:
"Oni tam jeszcze ciągle siedzą."
Na końcu dogadali szmy si że jutro spotkamy się teś. No i w Niedziele po obiedzie nareszcie najbardziej spodziewana chwila tego dnia. Znowu pojawiałam się na czwarty piętrze a jeszcze parę sekund póżdniej w ich pokojiku. Tym razem jak w domu można powiedzieć że bez pytania zmieniałam na łóżeczku Agaty różne pozycje i trzeba powiedzieć że czułam się tak super jak czuń się tylko mogłam.dla mnie najgenialniejszym doświatczeniem była atmosfera jaką dziewcziny mi stworzyły w ich pokoju. przyznam, że tak rozlużniona poczułam się ostatnio wtedy, jak się spotkałam z mojimi przyjaciólmi z Pruszkowa w Zakopanem 8.09.2006 ja sią unich w tym pokojiku czułam jak w domu. w domu gdzie każdy każdego kocha, każdy każdemu może wszystko powiedzieć i gdzie nikt niemusi się nikogo i niczego bać. Będąc tam nareszcie po trzech dniach doznałam prawdzywego pocieszenia z jedzenia. Przez trzy dni się męczyłam a dzysiaj dostałam makaroniki z jakimś sosem i tak mi smakowało że naprawdę super. Poprostu uważam, że człowiek tylko wtedy może się dobrze czuć jak wie, że to co je i doje. Hm niewiem jak by to inaczej powiedzieć poprostu jedząc te makaroniki poczułam że nareszcie jem normalnie i jest tak spokojnie, że nawet tego dojem i będe się czuć najedzona a nie tym jedzeniem zmęczona jak podczas od piątku do niedzieli do obiadu. Pare razy skorzystałam ich toalety i łażienki chodząc tam już zzupełnie sama bez prowadzenia. Hmmmmmmmmmmmmm to dopiero było uczucie wiedzieć że niemusze mówić np:
"Czy któraś zwas mogła by mnie odprowadzyć na toaletę?"No a o 15:15 czas zbierania się na tranwaj a potem autobus aby na 16:10 zdązyc przyjechać na przystanek nr 21 Przyznam, że siedząc w tranwaju dopadało mnienie tylko zmęczenie ale także smutek. I właśnie przyznam, że jak mnie Agata spytała właśnie o coś jak czy jest mi smutno to byłam zaskoczona jak ona to wie. I do dzyś z resztą niewiem jak nato przyszła. Po wyskoku z tranwaju mieli szmy jeszcze trochę czasu do autobusu ale było trochę nieciekawie bo ja normalnie nastojąco zasypiałam i co jakiś czas musieido mnie zagadać że bym niezasnełam. Normalnie jak by została cisza pewnie tak by było. No a potem bus. Na jakimś trzecim przystanku wysiadka. Jak się potem okazało przed busem 16:10 jedzie jeszcze jeden o 16:00 a więc pojechałam naniego. Kupiłam sobie bilet zapłaciłam 37 koron i koleżanki jeszcze pokazały mi miejsce gdzie usiąszc. I czas pożegnania. Jak wyszli z autobusu strasznie wierzyłam, że będzie spokojnie i ja się nie rozpłacze. jednak znów się przeliczyłam. Było mi znimi tak fajnie, że niewystrzymałam i kiedy zamkneły się drzwy na busie i do mnie dotarła wyobrażnia że coś zaczyna nas dzielić oto właśnie te drzwy to poprostu sobie nieporadzyłam. Kierowca chyba zobaczył co jest nie tak i kiedy trochę doszłam do siebie stwierdzył że koleżanki nadal stoją przed drzwiami. Kiedy mu powiedziałam, że one pewnie czekają na odjazd busa i wtedy pójdą to powiedział:
"Tak domyśliłem się właśnie. To bardzo fajne dla pani koleżanki prawda?"
Jak się mnieto zapytał natychmiast miałam je z powrotem w wyobrażni i odpowiedziałam że tak że ma rację że są frzeczywiście bardzo miłe i fajne. Jak autobus odjeńdział to jeszcze próbowałam machać ale niewiem czy one tam jeszcze stały i to wydziały czy machałam hahaha do kogoś innego.

DUZE PS:
dla wszystkich polaków i polek studiującich w Bratislawie dostępna jestem na gg
4636509