Już ponad 3 tygodnie minęły od czasu, kiedy pożegnałam się z moją Bratysławą...żal było odjeżdżać, w końcu zadomowiłam się tam,czułam się świetnie, poznałam ciekawych ludzi,nauczyłam się nowych rzeczy i przeżyłam tyle wspaniałych chwil, których na pewno nie zaznałabym siedząc w domu i których na pewno nie zapomnę nigdy...
O wszystkich tych ważniejszych momentach, poważnych czy śmiesznych, miłych czy smutnych pisałyśmy z Asiutkiem na tym blogu...mam nadzieję, że nie skasują go nam, bo miła pamiątka została...zawsze w długi, zimowy wieczór przy herbatce będzie można wrócić wspomnieniami do chwil beztroski, szczęścia i wolności...
Szczerze mówiąc przez te 3 tygodnie nie miałam czasu myśleć o tym co było, bo tyle się działo wokół, tyle spraw do załatwienia...dopiero teraz,gdy piszę, wspomnienia wracają...i ...robi się żalowo...bo skończyło się spanie do 10, nie będzie już 10 minut tramwajką na uczelnię, nie będzie obiadów na stołówce, czy naszych wspaniałych czterech serów z brokułami, nie będzie Kryminalnych i Magdy M. z moimi Asiami,słuchania Nelly czy Justina, wspólnego śpiewania i spontanicznych tańców w pokoju, nie będzie śmiechu Krasi i "I hate it" Mihaeli, nie będzie herbatkowych wizyt Gosi, nie będzie Gmosia i innych vratników, portugalskich imprez do 9 rano, gina ze spritem, usyfionego varicza, długich zajęć na uczelni...i Pekarovicovej też nie będzie...ani Dunaju, który przynosił spokój, ani hradu, ani lodów w cafe Vienna..ani nawet naszego znienawidzonego Tesco w centrum miasta,ani Casey,Ani Slovak Pubu, ani Wiednia i Budapesztu w zasięgu ręki, szyszek spotykanych na ulicy, telewizji słowackiej przez internet, sprzedawców Notabene, ani śmierdzących elektriczek...nie będzie mojego kochanego Asiutka, który zawsze był ze mną na dobre i złe i stał obok jak Anioł Stróż, za co jestem mu bardzo wdzięczna....dziękuję Ci kochana za ten wspólny rok, bez Ciebie nie byłoby tak cudnie, kocham Cię na zawsze:*
No i ludzi brakuje już...Adrianki, Asika, Krasi, pozostałych polskich dziewczyn oraz naszych słowackich fąfelek...i Kubka i Ludki i nawet tej groźnej Kuraluj z Kazachstanu;)
To był niezapomniany czas w moim życiu..teraz nasunęło mi się tylko kilka wspomnień i refleksji,ale tego jest multum..
chciałam podziękować wszystkim za serdeczność i za to, że byliście ze mną w tym czasie ubarwiając bratysławskie życie...
i chcę przeprosić wszystkich, z którymi nie zdążyłam się pożegnać, od których nie wzięłam adresu...kto wie, może los sprawi,że spotkamy się znów, gdzieś kiedyś..na Słowacji?
Wyjazd do Bratysławy na stypendium był moim marzeniem od drugiego roku studiów, dążyłam więc do tego celu,jak tylko umiałam najlepiej, udało się...a nawet bardziej niż się spodziewałam, bo miał być semestr, a był rok...:)
warto wierzyć w marzenia:)
teraz trzeba iść do przodu, obierać nowe cele i je realizować...wszystko się kiedyś zaczyna i kończy...wszystko,co dobre, szybko się kończy....na szczęście wszystko,co piękne na długo pozostanie we wspomnieniach...
Dziękuję odwiedzającym naszego bloga za zainteresowanie i uczestnictwo w naszym bratysławskim życiu..
K O N I E C
agatka