27 września 2006

przygody z ksero i takie tam..

I już mamy środek tygodnia...
środa..nasz ulubiony dzień...mamy jedne zajęcia na 14.20..
i co jakiś czas w ramach innych zajęć będziemy chodziły na konsultacje z pewnym świetnym profesorem...
dla pocieszenia dla naszej grupy słowacystów-nasz plan jest o wiele bardziej wypełniony niż ten na Żytniej...poza środą i piątkiem, siedzimy na uczelni od rana do późnego popołudnia..ale wcale nas to nie martwi...bo zajęcia są bardzo ciekawe i z chęcią na nie chodzimy:)

dziś nauczyłyśmy się obsługiwać ksero na monety.trzeba przyznać,że to wcale nie jest takie łatwe zajęcie, jakby się mogło wydawać.i głupio nam teraz,że denerwowałyśmy się na kseroboja,że tak wolno kseruje.TU NIE MA KSEROBOJA...ANI KSEROMENKI.TU TRZEBA SAMEMU WALCZYĆ Z KSERO.Zatem nasza przygoda rozpoczęła się od poszukiwania w czytelni książki pt. Leksykologia...za pierwszym podejściem się nie udało,bo książki nie było..ale za 2 tak..tu nie trzeba wypisywać rewersów,jak się pożycza książkę do kserowania..ale co z tego, gdy trzeba ją sobie samemu odbić...ksero działa na 2 sposoby...można wrzucić 2 korony-za tą kwotę odbije się jedna strona lub kupić kartę chipową na tzw."większe kserowanie"..wybrałyśmy opcję drugą....miałyśmy do skserowania 5 stron...po kilku nieudanych "ksernięciach" opanowałyśmy technikę odbijania w stopniu najbardziej elementarnym...ostatnia strona rozdziału książki,który na jutro musimy przeczytać wygląda perfekcyjnie...dzięki Asi...bo ja bym odbijała książkę w pozycji horyzontalnej zamiast wertykalnej i były z tego nici....

Brak komentarzy: